Jak to się stało, że zostałam copywriterem
Pisaniem zajmuję się właściwie od dzieciństwa. Wszystko zaczęło się od pierwszego przeczytanego przeze mnie harlequina, podkradzionego z maminej sypialni. Nie tylko czytałam z wypiekami na policzkach, ale zaintrygowały mnie same słowa, które pobudzały moją dziecięcą wyobraźnię. Wtedy stwierdziłam, że i ja tak potrafię.
Pierwsze opowiadania tworzyłam w czasach szkoły podstawowej, ale jako pierwsze teksty uznaję te tworzone w przedszkolu, które zachowałam do dzisiaj, a które przypominają mi, że dziecięce marzenia spełniają się, gdy człowiek nad sobą pracuje. Z czasem kolorowe kredki, którymi pisałam infantylne wierszyki dla znajomych i rodziców, zamieniłam na długopis, by ostatecznie pisać wyłącznie na klawiaturze. Zniknęły błędy ortograficzne, które starałam się ukryć pod śmiesznymi obrazkami, gdy nie wiedziałam, czy jakieś słowo pisze się z „rz” czy „ż” – wtedy w miejscu litery malowałam motylka lub kwiatuszka, który miał odwrócić uwagę. Za szczyt kreatywności uznawałam napisanie tych dwóch liter obok siebie, biorąc je na przykład w rysunek uśmiechniętego słoneczka.
Doszłam do tego, że chcę zostać dziennikarką. W szkole podstawowej udzielałam się w gazetce szkolnej, na każde okoliczności pisałam przemówienia, prowadziłam audycje w radiowęźle. Rozprowadzałam swoje teksty wśród znajomych, głównie z okazji urodzin. Pisałam zabawne historyjki na ich temat, które mnie bawiły przy pisaniu, a ich rozśmieszały do łez przy czytaniu. To przyjaciele byli pierwszymi recenzentami moich prac. To oni ganili mnie za każdy błąd, wytykali nieścisłości, czy zbytnie popuszczenie cugli fantazji. A także doceniali mnie za moją pracę i odnalezienie swojej pasji, której oni wciąż poszukiwali.
Wybrałam liceum o profilu humanistyczno-dziennikarskim, by tam w pełni rozwinąć swoje zdolności pisarskie. Zaszczepiona entuzjazmem mojej polonistki, pisałam nie tylko do szuflady, ale również publicznie, za co zostałam doceniona m.in. w Ogólnopolskim Konkursie na Felieton Prasowy pod patronatem redaktora Michała Ogórka (II miejsce za Zięciowata mama) oraz w konkursie „Mistrz Reportażu” imienia Ryszarda Kapuścińskiego (III miejsce za (nie)Wirtualni społecznicy).
Chcąc stać się lepszym pisarzem, poznać nowe słowa, a także zasady, jakimi rządzi się pisarstwo (choć pisarką nie jestem), udałam się na studia polonistyczne, które niestety bardziej mnie rozczarowały, niż rozwinęły. Ale nie uważam tego czasu za stracony, bo poznałam wspaniałe osoby, które tak jak ja, chociaż nie w tej samej dziedzinie, miały swoje pasje i mnóstwo pomysłów na siebie, jak i planów na przyszłość. Zyskałam nowych recenzentów i nowe przyjaciółki. Wtedy przekonałam się, że pisanie tekstów to jest dokładnie to, co chcę robić już do końca.
Znudzona wiecznym pisaniem o dziurach w drodze oraz o opóźniających się remontach dróg, zaczęłam odchodzić od dziennikarstwa społecznego w stronę Internetu. Przy okazji pracy nad serwisem miejskim poznałam, czym jest pozycjonowanie oraz optymalizacja stron internetowych. Wspierana przez chłopaka, który jest programistą, zaczęłam patrzeć w głąb strony internetowej, w jej „bebechy”, gdzie tylko programiści i webmasterzy widzą ciekawe treści dla siebie. Przekonałam się wtedy, że samo pisanie tekstów to za mało. I tak zainteresowałam się technologiami tworzenia stron www oraz działaniem robotów wyszukiwarek.
Przyszedł czas również na dojrzenie do stwierdzenia, że treści, które piszę, nie są tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla użytkowników. Mając świadomość, że każde słowo jest odbierane subiektywnie przez czytelnika, a mi zależy na nawiązaniu komunikacji z nim, wybrałam się na studia podyplomowe na kierunku PR i marketing. Wszystko po to, aby poznać narzędzia, jakimi rządzi się marketing, oraz nauczyć się formułować skuteczne komunikaty. Public relations są mi potrzebne do tego, abym wiedziała dokładnie, do kogo kierować swoje teksty i jak nawiązać dialog z czytelnikiem. Także kolejny raz ewoluowałam – od dziennikarki i SEO copywritera ku e-marketingowi.
W czasach studiów swoich sił pisarskich próbowałam jako dziennikarka w tygodniku regionalnym, pisałam do pism studenckich, prowadziłam miejski portal internetowy oraz wspierałam redakcje innych serwisów. Aktywnie uczęszczałam na wszelkiej maści kółka i warsztaty dziennikarskie. Dzięki mojemu zaangażowaniu zostałam wyróżniona Oskarem Pałacu Młodzieży z Katowic za działalność dziennikarską.
Zawodowo związałam się z szeroko pojętym marketingiem on-line — ustalam i przeprowadzam strategie, kampanie reklamowe, odpowiedzialna jestem za pozycjonowanie, promocję serwisów i wizerunek firmy w Internecie. Dochodzi również administracja i opieka serwisami www. Pracowałam między innymi w firmach z branży IT oraz w korporacji w dziale e-commerce.
W 2015 roku, by wzbogacić swoje doświadczenia i wkroczyć w świat mediów społecznościowych z impetem, wybrałam się na studia podyplomowe na kierunku social media i content marketing, które definitywnie przypieczętowują mój los jako osoby, która chce działać w nowych mediach, nie tylko pisząc treści, ale także rozumiejąc, na czym cały ten świat polega.
Jako freelancer zajmuję się głównie pisaniem do Internetu, ale pomagam również w ustalaniu strategii contentowych i marketingowych (np. rekomendacje tekstowe, rozbudowa serwisów www i działów, dystrybucja treści). Opiekuję się zapleczem kilku serwisów, prowadzę fanpage’e na Facebooku, piszę teksty na blogi, teksty ofertowe i reklamowe, teksty na strony internetowe, opisy produktów, wszelkiej maści artykuły i inne. Zajmuję się również tekstami off-line, czyli tworzę teksty promocyjne do ulotek i folderów, hasła na plakaty, wymyślam hasła reklamowe, nazwy dla produktów i firm.
Skąd mam klientów
Głównie z rekomendacji. Oczywiście staram się na własną rękę pozyskiwać klientów — w tym celu udzielam się na grupach m.in. na Facebooku, odpowiadam na ogłoszenia, jestem też zarejestrowana np. na Oferii, miałam ogłoszenia również na Allegro, ale nie ukrywam, że najwięcej zleceń przybywa do mnie właśnie z rekomendacji.
Jeden zadowolony klient jest w stanie przyprowadzić nawet trzech kolejnych.
Moi znajomi doskonale wiedzą, czym się zajmuję. I nie dlatego, że przechwalam się na prawo i lewo, czy ciągle mówię, jaka to ja jestem wybitna, tylko wychodzi to przy prywatnych sprawach, np. jak trzeba wymyślić życzenia na urodziny czy na inną okoliczność. W życiu prywatnym trafiają się po prostu chwile, kiedy każdy z nas może się wykazać, a jak się robi to dobrze, to zostaje się zapamiętanym.
Taka sama zasada obowiązuje z klientami. Jeśli zadowolisz jednego, zadowolisz następnych. Jeśli do tego znajdzie się wspólny język, to dalsza współpraca jest murowana.
Na co dzień współpracuję z trzema agencjami reklamowymi i te agencje rekomendują mnie dalej. Jedna trafiła do mnie przez rekomendację (ktoś mnie zarekomendował aż po 5 latach!; tak, pamiętał o mnie!). Z przedstawicielem drugiej mieliśmy okazję pracować zawodowo przy jednym projekcie i tak jakoś wyszło, że jestem copywriterem, a akurat agencja miała braki w kadrze w tym zakresie. Z trzecią agencją wskoczyłam na zastępstwo, ponieważ znajoma wyjeżdżała na urlop i nie mogła podjąć się pilnych zleceń, to wytypowała i zarekomendowała mnie — teraz pracujemy dla tej agencji obie.
Czasem zlecenia mogą przyjść z najmniej spodziewanej strony. Ostatnio prowadziłam i koordynowałam projekt, a właściwie inicjatywę społeczną. I zostało zauważone to, jak prowadzę Facebooka oraz jak ogólnie organizuję pracę i zarządzam zespołem. Na tyle to zostało docenione, że właśnie jestem w trakcie rozmów z kolejną firmą, która chce ze mną podjąć współpracę w zakresie strategii contentowych.
Trzeba po prostu korzystać z każdej okazji, by pokazać swoje umiejętności i nawiązywać relacje biznesowe, jeśli okoliczności są ku temu sprzyjające. Tak działa networking, tak działają rekomendacje.
Kim jestem w skrócie
Odwieczna pasjonatka i purystka językowa, ewoluująca od dziennikarstwa ku e-marketingowi.
To jest moja historia, ale chciałabym poznać też Twoją. Jaką drogę musiałeś przejść, aby być tym, kim teraz jesteś? Podziel się w komentarzu!