#CzarnyProtest, czyli kobiety walczą… Walczę i ja!

czarny protest w krakowie

W niedzielę 25 września udałam się ze znajomymi na #CzarnyProtest w Krakowie, czyli manifestację, gdzie nie tylko kobiety miały szansę wyrazić swoje niezadowolenie co do planów zaostrzenia przepisów dotyczących tzw. prawa aborcyjnego. Ubrani na czarno stawiliśmy się punktualnie o 12 na rynku. Dlaczego? Bo to dotyczy nas wszystkich.

Dokładnie nas wszystkich – matek, żon, córek, partnerek, ale także ojców, braci i ogólnie rodziny. To już nie jest ingerowanie tylko w ciążę kobiety, to ingerowanie w sprawy całej rodziny. W walce o prawa kobiet nie powinniśmy zapomnieć o mężczyznach i innych osobach, którzy przecież też mają swoją rolę w życiu każdej kobiety.

Ale do sedna.

Zamieszczam tu swoje przemyślenia i wrażenia po manifestacji. Starałam się ogołocić tekst z wszelkich ideologicznych kwestii, ale nie da się tego uniknąć w artykule, który poniekąd dotyczy też mnie. W końcu jakieś przekonania mam, skoro udałam się na Czarny Protest… Nie chcę tu nikogo namawiać do zmiany zdania, jeśli ktoś jest zwolennikiem tych przepisów (chociaż w środku aż się gotuję na samą myśl). Nie będę tutaj też zamieszczać buńczucznych haseł i nawoływań – dość ich już mamy na Facebooku i w mediach. Chcę po prostu opisać Ci, jak ta manifestacja wyglądała i jakie towarzyszyły mi emocje i myśli.

Nie chce Ci się czytać całego wstępu? Przejdź od razu do zdjęć z manifestacji.

Dlaczego poszłam na manifestację

Bo czułam, że muszę tam iść. Że to jest ten czas, kiedy wkurwianie się przed monitorem nie da żadnego efektu, a skoro mogę być słupkiem w statystykach, skoro mogę wesprzeć dziewczyny w walce o swoje i moje prawa, idę. Decyzja była prosta.

W tym miejscu chcę podkreślić tylko jedno, czego wiele osób nie rozumie. Manifestacja nie dzieli ludzi na zwolenników aborcji i jej przeciwników. Chodzi o prawo do aborcji. O prawa kobiety, o jej wolę, o jej decyzje, o jej odpowiedzialność, o walkę o jej życie i życie jej nienarodzonego dziecka. Poszłam na manifestację, bo dokładnie to rozumiem – nie poszłam po to, aby być za tym, by “puszczalskie dziwki robiły skrobanki!”. Rozumiem ciężką sytuację kobiet i ojców ich dzieci.

wkurw sie rodzi

źródło: profil Street Art in Poland, Facebook (autor nieznany)

Sama w rodzinie miałam przypadek, kiedy stwierdzono wadę u nienarodzonego dziecka – nieoperowaną wadę serca. Dziecko po porodzie miało tylko 30% szans, by przeżyć, ale rodzice zadecydowali, że Dawidek się urodzi. Żaden lekarz nie przymuszał ich do usunięcia ciąży, żaden lekarz nie zachęcał do urodzenia dziecka. Decyzja została pozostawiona im – rolą lekarzy było tylko rzetelne przekazanie informacji co do szans i możliwych komplikacji, ale to rodzice (mój bardzo bliski kuzyn z jego żoną) mieli ostatnie zdanie. Zdecydowali się dziecko urodzić.

Dawidek przeżył tylko trzy dni. Trzy dni, które nie dały radości rodzicom, bo nie mogli nawet swojego dziecka wziąć na ręce. Trzy dni masakrycznej wręcz traumy, którą ja – osoba z boku – przeżywałam bardzo mocno, cierpiąc jeszcze bardziej widząc cierpienie rodziców. Mimo że ten czas był bardzo ciężki, rodzice nie żałują swojej decyzji. Byli na tyle silni, by przetrwać ten czas. Lekarze uszanowali ich decyzję i rodzice już w trakcie ciąży mieli zapewnioną opiekę psychologiczną na wypadek, gdyby jednak musieli zderzyć się ze stratą dziecka.

Poczytaj o mojej wizycie w zakładzie opiekuńczym dla chorych dzieci, które rodzą się z wadami genetycznymi i przeżywają zaledwie kilka lat. Przejdź do artykułu To mną wstrząsnęło

Dlatego poszłam na manifestację. Żeby pozostawić wybór rodzicom lub przyszłej samotnej matce, która stanie przed taką decyzją. To jest w pierwszej kolejności ich dziecko. Ich trauma lub ich szczęście. Ich sumienie. Ich życie. Każdy z nas powinien sam zmierzyć się z taką decyzją i mieć zapewnione godne warunki po tym, jak ona zapadnie. Bez osądzania i oceniania. Tu chodzi o ludzką godność i wolę wyboru, a nie ideologię.

Wsparcie Czechów

Wybrałam się ze znajomymi – z Martyną oraz Piotrkiem, z którymi potem na koniec zrobiłam szybki wywiad, by poznać ich emocje i zdanie, co do ledwo zakończonej manifestacji (zamieszczam go na końcu tego artykułu – przejdź od razu). Do naszego grona już na koniec doszli Ola (Polka), Janek i Kuba z Czech oraz Maria ze Słowacji. Z nimi wszystkimi rozmawialiśmy o tym, co się w Polsce dzieje.

Podobała mi się postawa Janka i Kuby. Przebywają w Polsce, ale wiadomo, że więcej ich łączy z Czechami niż z Polską, jednak nie wyobrażali sobie nie pójść w niedzielę na rynek. Są zbulwersowani tym, jak polityka i religia wchodzą w życie kobiety, a jak mogą wyrazić swoje poparcie, to wyrażają. Podkreślili, że czują związek z polskimi kobietami i po prostu “w pale się nie mieści, że w Europie takie rzeczy się dzieją”.

Maria ze Słowacji podkreśliła, że w jej kraju ciążę można usunąć do trzeciego miesiąca i nikt nie pyta o powód, a usunięcie ciąży wykonywane jest na koszt państwa. I wcale przez to statystyki drastycznie się nie zmieniły – kobiety nagle nie zaczęły na potęgę zachodzić w ciąże i je usuwać. Jej zdaniem to, co się w Polsce dzieje, zakrawa już o jakąś ideologiczną paranoję, a nie o konkretne argumenty, przede wszystkim medyczne. Że zapominają o tym, że w pierwszej kolejności powinno być stawiane życie matki – osoby, która już żyje, która ma rodzinę, często ma dla kogo żyć i ma dla kogo o życie walczyć.

Kobiety są zahukane

Gdy rozmawiałam z Martyną, pojawił się temat, że kobiety nie chcą wyrażać swoich opinii publicznie. Możesz się spotkać z grupą koleżanek i rozmawiać na każdy dosłownie temat – okaże się, że każda ma wyrobione zdanie, każda ma jakieś podejście, reprezentuje jakąś postawę. Jedne podchodzą do tematu ostro i kategorycznie, inne miękko i asekuracyjnie. Wystarczy, że potem te dziewczyny spotkają się w większym gronie, czy to męskim, czy damskim, i nagle każda milczy, jak pojawia się temat, na który same ostro dyskutowały zaledwie wczoraj przy lampce wina.

Może to wynikać z tego, że każda z nas czuje się głupia w obliczu natłoku informacji i nie chce zabierać głosu, bo przecież nie do końca się na sprawie zna. Może boimy się też konfrontacji, może też nie zawsze mamy ochotę zabierać głos w danej dyskusji. Ale odniosłyśmy z Martyną wrażenie, że te konkretne dziewczyny, o których rozmawiałyśmy, są zwyczajnie zahukane. Wolą swoje opinie wyrażać w małym gronie, w większej grupie jednak milczą i nie wystawiają nogi poza swoją strefę komfortu. Nie umieją zawalczyć o siebie. Mogą na lejdisowskich spotkaniach sypać wulgaryzmami, nie zgadzać się na zaostrzenia przepisów czy cokolwiek innego – jak przychodzi czas, kiedy mogą tę opinię wyrazić, o siebie zawalczyć (w końcu wczoraj przy winie były takimi aktywistkami!), milczą.

I to jest przykre.

Przypomniał mi się materiał komediowy nagrany przez BBC. Zobaczyłam go bardzo dawno temu, ale przy rozmowie z Martyną, od razu do mnie wrócił. Może w kontekście tego, że nawet, jak wyrażamy swoje zdanie, to sprowadzane jesteśmy do “ojtamojtam, nie znasz się”, może dlatego, że nasze miejsce jest w kuchni, może dlatego, że nawet, jak się odważymy odezwać, to i tak jesteśmy “gorszym sortem”… Może dlatego, że w ogóle boimy się odezwać czy zabrać głos w dyskusji, nawet jeśli ona nas bezpośrednio dotyczy.

Nie chcę tu siać feministycznego fermentu, chociaż w zderzeniu z tym, co wyżej napisałam, od razu przychodzi mi do głowy hasło, które widziałam na transparencie podczas protestu: “Oprócz macic mamy też mózgi”. Dodałabym tu jeszcze najważniejsze – potrafimy z nich korzystać.

Poniżej materiał zrealizowany przez BBC Comedy “Women – know your limits!”. Wciąż mnie bawi, bo mam dużo dystansu do siebie. Jeśli jednak nadać kontekst tego, co się w Polsce dzieje, przestaje już być aż tak śmieszny.

To nie była manifestacja feministyczna

Miejsce zajęłam z przodu, zaraz przy scenie, miałam więc doskonały widok na płytę rynku, gdzie gromadzili się ludzie. Było nas sporo. Wypowiadały się osoby młode, osoby starsze, rodzice, lekarze i pielęgniarki. Każdy miał minutę na swoje wystąpienie. I pojawiła się mnogość tematów, choć wydźwięk każdej wypowiedzi był ten sam – walka o prawa kobiet, o tym, żeby to one decydowały o swoim zdrowiu i życiu.

Nie wiem czemu, ale wszelkie kwestie i hasła odnoszące się do macicy, zwyczajnie mnie żenują. Może dlatego, że w czasie studiów przypadkiem miałam (nie)przyjemność uczestniczenia w manifie i tam feministki wręcz nadużywały tego hasła. Paradoksalnie, na manifestacji o prawa kobiet, o to, aby nie były dalej uprzedmiotowiane, czułam się jak przedmiot. Moja macica została ze mnie wypruta i rzucana w twarz “szowinistycznej świni”.

Widząc, jak macica wędruje po Facebooku, pokazując “fafkulca”, obawiałam się radykalnie feministycznych haseł. Okej, one się pojawiły, bo to w końcu była manifestacja bezpośrednio dotycząca prawa kobiet, ale na szczęście w łagodnej formie. Żaden mężczyzna na pewno nie poczuł się urażony, żaden nie został nazwany świnią. Ba! Panowie sami zabierali głos – jako nastolatek przerażony tym, co się dzieje; jako prawnik, jako przyszły ojciec i jako ojciec nastoletnich już dzieci. Byli nawet obcokrajowcy.

Aborcja to nie antykoncepcja

Spotkałam się z opinią, że manifestacje pod szyldem #CzarnyProtest to zlot bandy dzieciaków, które chcą traktować aborcję na równi z prezerwatywą. Absolutnie nie miałam takiego wrażenia. Nie odniosłam wrażenia, że chodzi o aborcję jako ratunkową metodę antykoncepcyjną – cały czas powtarzane było, że chodzi o prawo kobiety, chodzi o jej ciało, jej decyzje i jej wybór, a nie o to, że “chce się za młodu wyszumieć”.

Do głosu dopuszczani byli wszyscy – nastoletnie dziewczyny, starsi panowie, starsze panie i osoby z wykształceniem medycznym. Ani razu nie padło stwierdzenie, że kobiety chcą wykorzystywać aborcję do kontrolowania swojego życia i czasu na dziecko. Cały czas, z pełną powagą i odpowiedzialnością, przewijało się to, że chodzi o prawo do wyboru i pozostawienie jej tego wyboru. Że zaostrzenie przepisów uderza przede wszystkim w kobiety, które dziecko utracą (poronią) i w kobiety, u których stwierdzą wady płodu, nie wspominając o ofiarach gwałtów czy ciążach w wyniku kazirodztwa.

Tu nie chodzi o to, że aborcja ma być dostępna od ręki i na żądanie. Chodzi o to, że temat aborcji poszedł zdecydowanie za daleko i dawno już przestał być jakimkolwiek kompromisem, a jest bezdusznym prawem uderzającym w najsłabsze i często już cierpiące kobiety.

Hańba! Budujecie piekło kobiet!

Jak na każdej takiej manifestacji, wyczytana została lista posłów popierających projekt zaostrzenia przepisów dotyczących aborcji. Każde nazwisko zostało zwieńczone głośnym: “Hańba!” wykrzyczanym przez tłum. Okrzyki “Hańba!” brzmiały jeszcze długo po zakończeniu manifestacji, sama w barze słyszałam, że wiele osób dyskutuje o sprawie przy stolikach, używając właśnie tego słowa – czasem poważnie, czasem żartobliwie (bo odreagować też trzeba).

Posłuchaj protestujących w Krakowie:

Zobacz pochód w Katowicach. Materiał podesłał mi mój chłopak, który ze mną w Krakowie nie mógł być, ale udało mu się zarejestrować przechodzących ludzi w centrum Katowic.

Moc tłumu i siła mówców

Podobało mi się to, jak manifestanci wchodzili na taki murek, będący ich sceną, i mówili swoje. Na początku nieśmiało, potem z większą mocą, a potem z hardym uśmiechem, pokazującym, że właśnie zadziałała magia tłumu. A na tłum działała moc mówców.

Widziałam osoby, które obcierały łzy. Bo jak tu się nie wzruszyć czy płakać z bezsilności, jeśli na scenę wychodzi kobieta w piątym miesiącu ciąży i mówi o tym, że właśnie jest po operacji ciąży i jej dziecko dzięki temu urodzi się zdrowe, a było spore ryzyko uszkodzenia dziecka i poronienia. Lekarz jednak się nie zawahał, rodzice też. Operacja się udała. Mówione to było bardzo emocjonującym tonem i podkreślone zostało, że teraz prawo będzie ponad życiem, ponieważ lekarz, zanim podejmie ryzyko, w pierwszej kolejności pod uwagę weźmie, czy czasem nie będzie wisieć nad nim prokuratura. Matki teraz bardziej będą drżeć o swój los – czy czasem nie odejdą, pozostawiając mężów i dzieci już narodzone; czy ich nie zabraknie.

Byli ojcowie, którzy mają już nastoletnie córki i zwyczajnie boją się o ich los. Że to, co się teraz dzieje, może zapoczątkować lawinę dalszych przepisów, które sprowadzą pozycję kobiety do tej gorszej… często mówiono o roli inkubatora. Że obawiają się o to, że mogą stracić wnuków (bo wady płodu etc.), ale w pierwszej kolejności nie chcą stracić swoich córek.

Byli nastolatkowie, którzy powiedzieli, że wstydzą się Polski. Że w mediach społecznościowych z nas się śmieją, że oni sami są wyśmiewani przez kolegów zza granicy. Że to, co się teraz dzieje, odbija się echem w świecie i uderza również w nich.

Wywiad z Martyną i Piotrkiem

Zaraz po zakończeniu manifestacji, już spokojnie przy piwie, na szybko zapytałam Martynę i Piotrka o ich emocje. Ciekawiło mnie, co myśli Piotrek – przedstawiciel płci męskiej; jak on odbierał emocje i historie, jak się czuł w tym tłumie. Interesowało mnie też, co myśli Martyna, która jest bardzo uczuciową osobą i walczy zawsze o innych, często kosztem swojego zdrowia psychicznego.

Martyna i Piotrek są parą. Można powiedzieć, że oboje są przed trzydziestką (Piotrek ma równo trzydzieści lat, Martyna troszkę mniej). Nie mają dzieci, mają za to dwa koty. Mieszkają razem, oczywiście, “na kocią łapę”.

czarny protest krakow

Od lewej: Piotrek, Martyna, Ola

Jak wrażenia po manifestacji? Jak czuliście się w tłumie?

Martyna: Było bardzo przyjaźnie i bardzo odczuwałam solidarność ludzi, którzy tam przebywali, tym bardziej, że tłum był zróżnicowany – byli mężczyźni, były kobiety, były osoby w różnym wieku, były również dzieciaki. Naprawdę można było odczuć to, że jest się częścią wspólnej idei i wspólnego pomysłu. Dawało to siłę – siłę, która, mam nadzieję, sprawi, że uda się coś zmienić.

Piotrek: Miło jest zobaczyć ludzi, którzy myślą podobnie i mają podobne wartości, i że jest ich całkiem sporo. Niestety jest ciągle taki niedosyt i wrażenie, że jest to mniejszość w naszym społeczeństwie. Wyniki głosowania pokazują, że to jednak mniej niż pięćdziesiąt procent społeczeństwa myśli tak samo. Dobrze jednak widzieć tych ludzi i widzieć, że coś się dzieje, że są ludzie, którzy chcą zrobić coś w słusznej sprawie.

Z jakiego powodu pojawiliście się na manifestacji?

Martyna: Moim zdaniem ważne jest to, żeby w ogóle ruszyć się sprzed monitora i pokazać to, że nie jest się obojętnym na to, że ktoś chce zrobić tzw. cichy zamach na naszą wolność, bo małymi krokami dochodzimy do tego, że będą bardzo duże ograniczenia swobód obywatelskich. Osobiście uważam, że prawo do wyboru jest jednym z praw człowieka i nikt nikomu nie może nakazywać aborcji, tak też nikt nie może jej zabraniać, ale o to też nie do końca chodziło w tej manifestacji. Manifestacja broniła przede wszystkim ustawy, która ma być społecznym kompromisem.

Piotrek: Żeby zamanifestować swoje poglądy, wspierać dziewuchy. Martyna też mnie zaprosiła, ale zachęcać już nie musiała. Zawsze, jak jest okazja powalczyć, nawet tylko swoją obecnością pokazać, że się popiera daną inicjatywę czy poglądy, to jestem otwarty. Jak mam czas, to przychodzę. A tu czuję, że walka jest w słusznej sprawie.

Czy było jakieś jedno szczególne przemówienie czy wydarzenie podczas manifestacji, które Was poruszyło?

Martyna: Na mnie największe wrażenie robiły przemówienia tej męskiej części. Głównie dlatego, że bardzo cenię mężczyzn, którzy nie są obojętni temu, że prawa ich partnerek mogą zostać ograniczone, że może im się stać jakaś krzywda w przyszłości. Uważam, że naprawdę trzeba wymienić tych panów, którzy nie myślą tylko czubkiem swojego ego i czubkiem swojego narządu. Często o nich w tej walce zapominamy, a sprawa ich też dotyczy.

Piotrek: Podobały mi się wypowiedzi matek, kobiet w ciąży, była też wypowiedź pana, który przedstawił się jako zagorzały katolik. Pokazało to, że mimo że pochodzą z różnych środowisk, byli w stanie przemówić i podzielić się swoją opinią, pokazać jedność. Parę osób poruszyło też kwestie innych ustaw, które są przepychane i że panuje lęk przed tym, że społeczny temat, jakim jest aborcja, jest przykrywką dla innych kontrowersyjnych ustaw. Że panuje żal za to, że politycy obiecali, że projekty obywatelskie nie będą odrzucane w pierwszym czytaniu, a tymczasem dzieje się zupełnie inaczej.

Czy manifestacja, Waszym zdaniem, była walką polityczną wymierzoną przeciwko partii rządzącej czy jednak ideologiczną z prawami człowieka na czele?

Martyna: Tu trzeba podzielić to przez dwa. Widać było u części manifestujących przynależność partyjną, ale osobiście dla mnie było to wydarzenie czysto poglądowe, chodziło o walkę o wolny wybór człowieka.

Piotrek: Dla mnie również było to ideologiczne, może pojawiały się kwestie polityczne, ale jednak aż tak dużo ich nie było i nie było krytycznego wyrażania się o innych partiach. To nie była manifestacja przeciwko PiS jako taka, tylko manifestacja o godność człowieka.

Słowo na koniec

Martyna: Mimo wszystko, mimo tych kontrowersji etc., wydaje mi się, że jest to zasłona dymna, by ukryć inne postulaty i ustawy. Wciąż wydaje mi się, że okaże się, że w końcu przejdzie jedynie zaostrzenie poprzedniej ustawy, czyli bardziej restrykcyjne podejście do aborcji związanej z upośledzeniem płodu. Wydaje mi się, że to specjalne działania, by temat rozdmuchać, a potem metodą rzekomego kompromisu, zaostrzyć tylko ten jeden punkt.

Piotrek: Mamy nadzieję, że ta ustawa jest jakimś kiepskim snem i nie przejdzie.

Zdjęcia z protestu w Krakowie