Dlaczego polubiłam słuchowiska radiowe?
Przyszedł taki czas, że nie mogłam korzystać ani z komputera, ani czytać książek. Moje oczy miały odpoczywać po zabiegu minimum przez 2 tygodnie. Dla zdrowia wszystko, zatem bez mrugnięcia okiem (he, he) przed samym zabiegiem skompletowałam swoją bibliotekę, ale i tak nawet połowy z audiobooków nie odtworzyłam. Dlaczego? Ponieważ natrafiłam na słuchowiska radiowe. I przepadłam.
O co chodzi z tym zabiegiem? Poczytaj tutaj
W sieci można odnaleźć sporo audiotek, gdzie za drobną opłatą można pościągać książki czytane. Czy to klasyczną literaturę, czy to współczesną. Idealne rozwiązanie dla mnie, czyli tej, która najbliższy miesiąc miała spędzić z zamkniętymi oczami. Żeby nie wsłuchiwać się w siebie i nie usłyszeć czegoś, czego bym nie chciała (wiecie, jak jest nadaktywny mózg, to wyciąga wszelkie brudy i obciachy schowane za zwojami mózgowymi, o których chcielibyście zapomnieć), wiedząc że idę na zabieg i rekonwalescencja będzie ode mnie wymagała zapomnienia o pracy przy komputerze i odstawienie książek (chlip), pozapisywałam sobie linki, pościągałam jakieś pliki na dysk. I właściwie moja prewencyjna skrupulatność okazała się niepotrzebna, bo i tak większość czasu spędziłam na Youtubie.
Dlaczego nie audiobooki?
Podstawowa kwestia – lektor musi być zajebisty. Najlepiej, gdy jest to aktor i umiejętnie operuje dialogami tak, że każda postać nabiera indywidualnego charakteru. Taki, który głos moduluje i oddaje emocje czy wartką akcję. Taki, który nie ma wady wymowy i nie gulgocze jak indyk nawołujący samice.
Trudno mi było na takiego trafić.
Na pierwszy strzał poszedł kryminał „Zły” Leopolda Tyrmanda czytany przez Adama Ferency’ego. Mimo że książka w jego „ustach” nabiera fantastycznego charakteru, to szybko okazało się, że moje słuchanie go było przerywane…
Zasypiałam.
Jak dziecko, pod puchatą pierzynką, z kotem przy boku. W ten sam sposób czytam książki, ale tutaj szybko okazało się, że zwyczajnie zasypiałam. Przypisuję to w dużej mierze zmęczeniu, bo ostatnie tygodnie przed samym zabiegiem, ba!, miesiące były dla mnie mega stresujące i właściwie okres pozabiegowy chciałam wykorzystać zwyczajnie na odpoczynek.
W ciągu doby spałam nawet po 14 godzin, w tym jakieś 3 czy 4 przy głosie pana Ferency’ego. Potem też ciężko było mi odnaleźć fragment, przy którym odleciałam, żeby kontynuować narrację. Po nawet godzinie słuchania w końcu byłam znużona, myśli zaczynały krążyć wokół innych tematów, zaczynało mnie ciągnąć a to do odpalenia kompa, a to do sięgnięcia po gazetkę. Szybko zrozumiałam, że potrzebuję innego rodzaju zapychacza czasowego.
Wertowałam Youtuba (przy tym mrużąc oczy, bo z komputera nie za bardzo mogłam korzystać, a przecież z przymrużonymi oczami się nie liczy!), wpisując frazę „audiobook” i tak trafiłam na słuchowiska radiowe z serią o Sherlocku Holmesie. I trafiłam na wyśmienitego Piotra Fronczewskiego, który od razu zyskał moją sympatię, uznanie i wszystkie ochy i achy, abym mogła słuchać go godzinami.
Dlaczego warto słuchać radiówek?
Z prostej przyczyny: są bardziej dynamiczne, tło i akcja są bardziej zarysowane, pobudzają wyobraźnię bardziej niż książki czytane „w jednej linii”. Jak otwierają się drzwi, słychać skrzypnięcie. Jak ktoś idzie, słychać kroki. Jak ktoś odchodzi, z nim odchodzi jego głos.
Jest to prawdziwa uczta dla wyobraźni!
Inny powód to taki, że słuchowiska oparte na książkach są skracane i mamy maksymalnie materiały półtoragodzinne. Seria o Sherlocku pt. „Zabójcze historie” to około półgodzinne odcinki. Nie można się więc zmęczyć czy znudzić!
Dodam kolejny plus, że są rozmaite słuchowiska. Ja zagustowałam w kryminałach z panem Fronczewskim (nagrywał je bodajże od 1976 roku), ale „pożarłam” serię z innymi aktorami, np. z Janem Świderskim puszczane były w Polskim Radiu od 1956 roku (w ogóle, posłuchajcie ich sobie – zachwycam się dalej przepiękną wymową, której już na ulicy nie uświadczę… tą charakterystyczną kresową wymową “ł” jak zbitka “LŁ”). Niewymiernie rozbawiło mnie słuchowisko sci-fiction „Świnka” Marcina Wolskiego o transplantacji mózgu naukowca do ciała… świni. Był jeszcze Paulo Coelho (a jakże!), Jane Austen, Dorota Masłowska i wielu innych.
I te słuchowiska są dostępne za darmo na Youtube!
Jak jest teraz
Jestem dwa miesiące po zabiegu i wróciłam już do poprzedniego trybu życia, w którym rządzi monitor komputera (chociaż internety ograniczam nadal, bo nagle okazało się, że można bez nich spędzić dzień…). A mimo to uwielbiam czasem się odciąć, założyć słuchawki bezprzewodowe i zalec bez tchu w łóżku, poddając się teatrowi wyobraźni. Czuję przy tym, że moje trybiki pracują i że nie tylko słucham, ale się angażuję. Śmieję się z aktorami, jest mi smutno przy tragicznych historiach, myślę wraz z nimi i dochodzę do wniosków. I komentuję na głos tak samo, jak nasze matki godzinami komentują „M jak miłość” czy „Klan”.
Słuchowiska radiowe wprawdzie nie wyprą książek, bez których nie byłabym w stanie funkcjonować (to najszczersza prawda, to za nimi najbardziej tęskniłam przy rekonwalescencji, nie za komputerem czy fejsbukami), ale są świetnym ich uzupełnieniem i umilaczem czasowym. Sprawdzą się zarówno w domu, gdy będziecie chcieli zwyczajnie odpocząć i pozbyć się natrętnych myśli, ale też sprawdzą się w drodze na uczelnię, czy do pracy. Wtedy to będziecie mieli wzrok wbity w szybę, a uszy będą ze słuchawek wchłaniać opowieść. Tylko oczy będą zdradzać, że wewnątrz was coś się dzieje. Oczy bowiem będą po prostu żywe, tak jak obrazy w waszej głowie.