Korpofetysz

Mam pewien fetysz. Jak rano idę gdziekolwiek, uwielbiam dołączać do stada ludzi pędzących z przystanków do biurowców. Idę z nimi tym nerwowym krokiem, w ścisku, patrzę na ich zaspane twarze i… uwielbiam to uczucie, kiedy oni skręcają do biura, a ja idę dalej przed siebie. Nawet mnie nie zauważają, tylko kopytkują lawinowo w stronę szklanych drzwi, obojętni na resztę świata, rzucając pospiesznie ledwo co zapalone papierosy, chuchając w papierowe kubki z gorącą kawą.

Przez chwilę mogę poczuć się jak oni, przypomnieć sobie, jak to kiedyś było, a jak już się wyłamię z tłumu, wraca do mnie to samo uczucie, chociaż już mniej intensywne, ale nadal bardzo przyjemne, jak wtedy, gdy rzuciłam pracę w korpo. I jak patrzę na te zniszczone, smutne i zaspane twarze, na te oczy pozbawione blasku, na te twarze tak bardzo podobne do siebie, niczego nie żałuję.