Pani But nabija w butelkę [opowiastka]

pani but

Rok powstania 2002. Historia prawdziwa. Zdarzenie miało miejsce podczas wycieczki grupy uczniów do Pragi. Zajmowała się nami trochę nierozgarnięta pani przewodnik, która chciała sobie dorobić co nieco jeszcze naszym kosztem.

– To jest karygodne! Wprost niemożliwe! Jak tak można! – pani Kowalska nie kryła oburzenia i swoim oskarżycielskim palcem dźgała panią przewodnik w pierś. Tamta tylko skuliła ramiona i spuściła głowę, czując się winna.

Zgorszenie pani Kowalskiej, wychowawczyni i zarazem wycieczkowej opiekunki klasy 2 liceum, dotyczyło niemiłej sytuacji, która zaistniała w jednym z barów mlecznych. Otóż pani przewodnik nie zamówiła obiadu oraz wpłaciła tylko połowę zaliczki, która zagwarantowałaby miejsca w jednym z czeskich barów. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że pani przewodnik dostała wystarczającą ilość pieniędzy na wszystkie formalności. Teraz cała wycieczkowa grupa, w liczbie 39 osób, zajęła miejsce na całej wolnej przestrzeni przed barem, ulokowała się na wszystkich obecnych tam krzesłach. Niektórzy z grupy położyli reklamówki i posiadali na ziemi, jeszcze inni zadowolili się krawężnikami.

– Pani But w ogóle jest jakaś niegospodarna i troszeczkę, delikatnie rzecz ujmując, roztrzepana i jakby nie z tej epoki – zagaduje Magda, jedna z uczestniczek wycieczki. Jej słowa spotkały się z wybuchem entuzjazmu i ze zgodą całego towarzystwa, które siedząc troszeczkę na uboczu, patrzyło z ukosa na scenkę rozgrywającą się nieopodal. Pani Kowalska nie kryła wściekłości, a że była doskonałą polonistką – dała popis elokwencji językowej, na co widoczną reakcją była pogłębiająca się czerwień na twarzy pani przewodnik.

Na moje pytanie, czemu pani przewodnik nosi przydomek Pani But, wesoła gromadka się roześmiała.
– Tylko spójrz na stopy Pani But.

Spojrzałam. I od razu wszystko zrozumiałam. Nie pozostało mi nic innego, jak dołączyć się do obopólnej wesołości. Stopy Pani But były obute w przedziwne dziwo. Wyglądało to jak zimowa wersja chodaka, całego wystruganego z drewna, o ciemnym kolorze. Pierwszym moim skojarzeniem były typowe wiejskie laczki, jakie nosili rolnicy w zamierzchłych czasach. Jednak buty Pani But były z grubej skóry, lekko poprzecinanej zmarszczkami, co świadczyło o częstym użytkowaniu, a połysk był dowodem na niezwykłą dbałość i sumienne pastowanie. Buty dodatkowo przyciągały spojrzenie ostro zakończonym czubem.

– Pani But w sumie jest dziwna. Śmiesznie mówi po polsku i często przekręca wyrazy, ale to nie przeszkadza jej ciągle mówić. Buzia jej się nie zamyka, tak jak Kasi – Rafał przyjaźnie szturchnął Kasię w bok, co spotkało się z kolejnym wybuchem radości.

– Jak przejeżdżaliśmy obok jakiegoś zajazdu, gdzie stało mnóstwo autobusów wycieczkowych, Pani But bardzo podekscytowana od razu chwyciła za mikrofon i rezolutnie powiedziała: „A oto mijamy autobusy turystów”!

Z dalszej rozmowy dowiedziałam się, że nasza polska młodzież wycieczkująca w Czechach miała złodzieja w hotelu! Przyznała jednak, że nie zginęło nic wartościowego i z pewnym wahaniem stwierdziła, że jedynie co ginęło to… butelki.
– Butelki?! – Wszyscy zerknęli na siebie, a Krzysiek, pochylając się lekko do przodu ściszonym głosem wyszeptał:
– Bo wiesz, tutaj piwo jest tańsze… za samą butelkę ma się trzy korony kaucji. Tylko szkoda, że nikomu nie udało się tych butelek sprzedać – lekko się krzywi.

Butelki zaczęły ginąć podczas pory śniadaniowej. Młodzież posilała się wtedy posiłkiem w stołówce, która znajdowała się na parterze, podczas gdy ich pokoje ulokowane były trzy pietra wyżej. Początkowo sądzono, że to sprzątaczka pozabierała wszystkie butelki, bo o jej obecności sugerował fakt panującej w pokojach czystości.

Jednak wszystkie podejrzenia zostały potem rozwiane przez Iwonę, która wcześniej wróciła do pokoju i zobaczyła Panią But umykającą ewakuacyjnymi schodami. Podczas tego szybkiego chodu, reklamówka w jej ręce zdradziła obecność butelek, ponieważ na korytarzu rozszedł się charakterystyczny dźwięk.

– Dzieci, wracajcie do środka! Pani But okazała się na tyle rozumną istotą, że w końcu załatwiła nam posiłek! – pojawienie się pani Kowalskiej przerwało rozmowę. Zmęczonym głosem oznajmiła, że trzeba wybaczyć Pani But jej dotychczasowe poczynania. Młodzież nie kryła zgorszenia.
– Okrada nas, nie załatwia nam posiłku, ignoruje pani polecenia, a pani każe jej przebaczyć?!
– No cóż. Mam argument, który jednak przemawia za przebaczeniem…

Posypał się grad pytań. Pani wychowawczyni uniosła władczym gestem rękę do góry i uciszyła rozgorączkowaną gromadę.
– Pani Franciszka przyznała, że pieniądze chciała wydać na szczytny cel. Mianowicie chce sobie kupić nowe buty, bo zauważyła że obecne zaczynają ją uwierać, powodują opuchnięcie i robią jej się odciski…

Młodzież wydała z siebie okrzyk dzikości i nieokiełznanej radości, a Kasia szturchnęła mnie lekko w bok i powiedziała:
– Założę się, że teraz cała wycieczka złoży się na nowe buty Pani But…