Święta spędzę z rodzicami
Święta się zbliżają. Zastanawiam się, czy nie pojechać do rodziców, zostać w domu, wyłączyć komputer, pozapalać świeczki, zakopać się pod kołdrą, zwyczajnie odpocząć; odpocząć od szaleństwa tego świata.
Zaraz jednak dociera do mnie, że, kurna, wzruszam się na reklamach Allegro, płaczę przy produkcjach Azjatów, gdzie pokazywana jest samotność starszych ludzi i smutek rodziców, bo dzieci się nie pojawiają, że nawet w święta nie mają kontaktu, a ci rodzice czekają przy zastawionym i pustym stole… I tak zrobiło mi się mega głupio.
Dopóki moi rodzice są na tym świecie, każdą minutę im przeznaczę. Wiem, że rzadko dzwonię, że mama żartuje, żebym kota nauczyła wybierać do niej numer, ale święta niech pozostaną tym czasem rodzinnym. Będę zmęczona, podirytowana ciągłym wciskaniem we mnie jedzenia, z bolącą dupą od wiecznego siedzenia, ale przynajmniej będę z nimi. A oni ze mną.
W zeszłym roku również spędziłam święta z rodzicami. Przy stole na osiem osób zasiedliśmy w trójkę. Tak, siostry nie przyjechały, nie było dzieci przy stole, nie było niecierpliwego wypatrywania prezentów pod choinką i pytań, czy już można je rozpakować. Jak co roku były za to ponaglania mojej mamy, żeby ojciec się przebrał do kolacji, zawołania z kuchni, żeby podszedł doprawić barszcz, przełączył program w telewizorze na taki z kolędami, bo gdzie indziej to same powtórki… Jak co roku byłam z nimi.
Ja wiem, że się nie chce, że z rodzicami z biegiem lat więzy się luzują, że stają się coraz bardziej irytujący i dwie godziny z nimi grożą zszarganiem nerwów, że masz swoje życie. Przede wszystkim jednak wciąż masz rodziców.
Bo kiedyś ich zabraknie i będziesz ryczeć jak przy ckliwym filmie. Że cię nie było. Że jest już za późno. Że ich teraz nie ma.
Póki są, bądź też dla nich.