Dożylne życie [komentarz prasowy]
Komentarz prasowy przygotowany na zajęcia z dziennikarstwa. Był to 2008 rok i odnosiło się do informacji, że w Warszawie będą rozdawać prezerwatywy, igły i strzykawki – taki pomysł mieli warszawscy radni.
Kontrowersje ostatnio wzbudza pomysł radnych warszawskiego Śródmieścia. Wolontariusze mają rozdawać narkomanom igły i strzykawki. Na ten cel znaleźli – bagatela! – 3 mln zł. Na akcje terapeutyczne i pomoc psychologów pieniędzy nie ma.
Nie tylko radni, którzy nie aprobowali od początku przyjętego pomysłu, wyrażają swoje niezadowolenie. Grzmi opinia publiczna. Grzmią emeryci, renciści, nauczyciele, lekarze. Bo dla nich pieniędzy nie ma. „Powinno się leczyć przyczyny, a nie skutki” – jak w transie powraca stwierdzenie. „Właśnie to robimy!” – powiedzieliby pewnie warszawscy rajcy, bijąc się w pierś.
Podobno stołeczne miasto zaczęło współpracować z organizacjami zajmującymi się przeciwdziałaniem narkomani. Podobno za granicą daje to efekty. Ale za granicą pracują streetworkerzy, którzy oprócz wręczenia strzykawki pouczają zbłąkane dusze, a do tego potrzebna jest wiedza i doświadczenie. A czy polscy wolontariusze taką wiedzę posiadają, czy ich zadanie ogranicza się tylko do wyciągnięcia ręki? I to do wyciągnięcia ręki w celu braterskiego poklepania i wsparcia, ale w celu odczepnego wręczenia strzykawki i igły?
Cała ta akcja kojarzy się z jedną wielką propagandą tego, co w Polsce nielegalne. Zamiast wpajać młodym, że narkotyki są złe, prezentuje im się, ba!, daje za „friko” stosowne oprzyrządowanie. Dawać narkomanom igły i strzykawki to jak alkoholikowi dawać puste butelki z kaucją – sprzeda i będzie miał na denat. Powinniśmy grzmieć z ambony, że przyjemność wywołana środkami odurzającymi jest grzechem śmiertelnym, że w żyłach powinna płynąć miłość do Tego Jedynego. Powinniśmy na modłę amerykańską organizować spotkania, warsztaty profilaktyczne i terapeutyczne z psychologami, z socjologami, z policją. Wpajać, że powinniśmy godnie kroczyć przez życie, a nie chować się w zakamarkach ulicznych i oczekiwać wolontariusza, który wręczy nam wysterylizowaną igłę i w ten sposób przedłużymy swój byt o jeden dzień, jedną godzinę.
Ale to już wszystko było. Rozmowy, grzmienie, zaklinanie, ganienie. Teraz panuje wolność. Każdy ma prawo do własnego życia. I własnej strzykawki.