Współczesny Kopciuszek

Mam ci ja znajomego. I ten znajomy opowiadał ostatnio, że szedł do pracy, przyłożył pipcik do drzwi biurowca, aby go wpuszczono i wtem! Wtem na ziemi zauważył to coś. Różowe, opalizujące, mocno wyróżniające się od szarości chodnika. Schylił się zafascynowany i wziął to coś do ręki. „O, tips” – pomyślał. „Pewnie ktoś z biura zgubił. Ciekawe, kim jest ta niewiasta. Znajdę ją!” – Jak postanowił, tak zrobił.

Przemierzył wszystkie piętra w biurowcu, a było ich cztery. Zerkał dyskretnie każdej kobiecie na dłonie i próbował dostrzec brak różowego, haczykowatego szpona. Gdy już chciał się poddać, że może to ktoś z obsługi biurowca, zauważył ją! Główna księgowa jak zwykle klepała w klawiaturę z nieprzeniknioną miną pod tytułem: „Nie podchodź, bo ukręcę łeb”. Podszedł. Odchrząknąwszy, zapytał, czy to jej tips. Podniosła tylko brew i wyciągnęła rękę. Położył jej tips na dłoni, podtrzymując dotyk o sekundę za długo i czując, jak ogarnia go to magnetyzujące uczucie, jakie rodzi się między dwoma ludźmi chemicznie do siebie dopasowanymi.

Przerwała połączenie i odłożyła tipsa na bok. Pisała nadal. On stał koło niej. „Dziękuję” – w końcu bąknęła, pokazując, że jednak odnotowała tę sytuację i go dostrzegła. Dla niego zabrzmiało to jak do widzenia, więc bez słowa odwrócił się i odszedł w stronę odjeżdżającej windy.

Koniec.