Czajnik kontra wściekłe pięści Celiny
Padł nam czajnik elektryczny. Mój menos pedros już się deklarował, że skoczy po pracy po nowy, ale mi coś nie pasowało. Ja to z tych, co lubią pokombinować, posprawdzać, pouderzać, podmuchać, ewentualnie poślinić. Wzięłam się do roboty. Tu stuknęłam, tam puknęłam; w podstawce druciki docisnęłam, coś przetarłam. Włączam. Nic. I tak ze 100 razy nic. Wkurzyłam się, bo niecierpliwie zwierzę ze mnie i tzw. ruską metodą, połączoną z głośnym „kurwa”, walnęłam pięścią w czajnik. Załapał.
Nowy czajnik niepotrzebny. A i okazuje się, że metoda naszych dziadków nawet na nowoczesnych urządzeniach jest wciąż skuteczna.