Marihuanenen cat

Nie ma to jak posiadać kota, który pachnie… marihuaną.

Wczoraj wieczorem sąsiedzi sobie popalili na klatce podczas naszej nieobecności (i to nieźle popalili, bo aż człowiek się krztusił, jak wlazł na klatkę schodową). Za to kotecek wiernie, jak zawsze, czekał przy drzwiach na swoją pańcię i sztachał się dymkiem, który docierał do mieszkania zakamarkami. Skutek tego taki, że wprawdzie kocisko nie było specjalnie nadpobudliwe, zatem skutków popalania trawki nie odnotowano, ale jego futro tak przesiąknęło zielskiem, że… my mieliśmy nieziemską frajdę z wąchania go. 😉

PS. Dzisiaj rano nadal lekko trawą woniał.